Droga do pracy i z pracy to nie jest prosta rzecz. Najpierw trzeba się zastanowić, którą nogą (prawą, czy lewą) przekroczymy próg naszego domu/mieszkania, bo to jak powszechnie wiadomo ma to wpływ na nasze późniejsze samopoczucie. Później trzeba wybrać tę najwłaściwszą drogę zastanawiając się czy nie chcemy przy okazji odprowadzić dziecka do szkoły, kupić produktu z najnowszej promocyjnej gazetki popularnego dyskontu póki jeszcze jest na półkach lub odwiedzić ulubionej piekarni, i co więcej, zastanowić się czy to tylko nakaz chwili czy „życiowo uzasadniona potrzeba”. Następnie trzeba zacząć iść, najlepiej tak by ominąć wszelkie korki i wypadki by nie stać się ich ofiarą. A gdy się już dojdzie lub dojedzie trzeba spojrzeć na zegarek i odnotować ile się spóźniło, bo znowu coś przerwało nam drogę, którą niemal codziennie pokonujemy w tam i z powrotem. A gdyby tak raz wybrać inną drogę do pracy? 9 lipca obchodzimy dzień chodzenia inna drogą do pracy, z tej okazji przyglądamy się wszystkim aspektom tejże drogi. Czytajcie uważnie, niektóre mogą zaskoczyć 🙂

 

Ustawowa droga do pracy, czyli ślepy zaułek.

 

Nieważne jaka: utwardzona, żwirowa, miejska, wiejska, publiczna czy nie, zdawałoby się, że droga jaka jest każdy widzi. Okazuje się jednak, że niezupełnie, zwłaszcza jeśli chodzi o drogę do pracy lub z pracy, na której nie daj boże przydarzył nam się wypadek. Droga taka (jeśli chcemy rościć prawa do wynagrodzenia w czasie niezdolności do pracy po wypadku) musi spełniać szereg zawiłych wymagań. Przypatrzmy się im bliżej. Zdarzenie  jakim jest wypadek na drodze do pracy i z pracy definiuje art. 57b ust. 1 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych[1]. Według tejże ustawy, aby wypadek (prawnie zwięźle określony jako nagle zdarzenie wywołane przyczyną zewnętrzną) mógł zostać uznany za wypadek w drodze do pracy lub z pracy, droga ta musi być możliwie najkrótsza lub np. ze względów komunikacyjnych najdogodniejsza, a czynność pokonywania drogi nie może zostać przerwana na dłużej niż na czas załatwienia uzasadnionej życiowo potrzeby. Jeżeli już w połowie poprzedniego zdania nie poczułeś się jakbyś jechał pod prąd na ruchliwej autostradzie to na dokładkę dodam, że ustawodawca nie przewiduje odszkodowania z ZUS dla poszkodowanego w drodze do pracy lub z pracy pracownika.

 

 

OC, AC, Assistance pracownika

 

Pracownik poszkodowany w wypadku w drodze do pracy lub z pracy, który ze względu na to zdarzenie stracił na jakiś czas zdolność do wykonywania swoich zadań ma prawo do otrzymywania pełnego wynagrodzenia pod warunkiem, że okres niezdolności do pracy nie przekracza 8 miesięcy. Koszty tego świadczenia, w ramach zasiłku chorobowego, przez pierwsze 33 dni ponosi pracodawca, a przez kolejne 182 dni ZUS. Jeśli po upływie tego czasu pracownik nadal nie jest zdolny do powrotu do pracy i stan ten zostanie potwierdzony przez lekarza orzecznika, może on skorzystać ze świadczenia rehabilitacyjnego wypłacanego przez kolejny rok (w okresie pierwszych 3 miesięcy jako 90% zasiłku chorobowego, później jako 75% tejże podstawy). Po upływie tego czasu i dalszej niezdolności do pracy potwierdzonej opinią lekarza pracownik ma już tylko możliwość ubiegania się o rentę z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Oczywiście warunkiem otrzymywania tych świadczeń jest posiadanie stosownego ubezpieczenia. Każdy pracownik zarejestrowany w ZUS obowiązkowo podlega ubezpieczeniom społecznym: emerytalnym, rentowym, chorobowym i wypadkowym oraz ubezpieczeniu zdrowotnemu. Żaden z przepisów ustaw o tych ubezpieczeniach nie uwzględnia jednak konsekwencji wypadku w drodze do pracy lub z pracy, dlatego poszkodowany nie ma podstaw do roszczenia odszkodowania. Wyjątek stanowią osoby posiadające dodatkowe ubezpieczenie, często wykupywane przez pracodawcę w ramach grupowego ubezpieczenia pracowniczego. Roszczenie odszkodowania nie wpływa na możliwość korzystania z zasiłków: chorobowego, rehabilitacyjnego czy renty.

 

Auto i moto, Polak do pracy nie chodzi piechotą

 

Czas spędzony w drodze do pracy i z pracy przeciętnego Polaka wynosi około godzinę, czyli 4% naszego dobowego budżetu czasu (24 h), czy 8% dziennego (12 h). Stosunkowo najmniej tracą go mieszkańcy miast wielkości od 100 do 500 tysięcy mieszkańców (średnio 58 min). Obszary takie z jednej strony mają wystarczającą do swobodnego przemieszkania się infrastrukturę komunikacyjną a z drugiej nie są przeładowane nadmierną ilością aut. Przeciążenie ruchem samochodowym to problem największych polskich miast. Właściciele aut zbytnio jednak się tym nie przejmują dzięki czemu w naszym kraju jest już niemal 20 mln samochodów osobowych i wciąż przybywa. Tylko w przeciągu ostatnich 4 lat zarejestrowano ponad 2 mln nowych samochodów. Smutne natomiast jest to, że poprzez określenie nowych, mam na myśli auta, które zmieniły właściciela, a nie te, które wyjechały z salonu. Polska króluje w Europie pod względem średniego wieku samochodów osobowych jeżdżących po krajowych drogach. 56% aut w Polsce jest starsza niż 10 lat, pozostałe 44% ma po równo między 5 a 10 lat i mniej niż 5 lat.

 

Mapa 1: Samochody osobowe zarejestrowane w Polsce według województw (stan na 2013 r.)

 

Źródło i opracowanie: GUS

 

Mimo, że najwięcej aut jeździ po drogach województwa mazowieckiego, to przeciętny kierowca wyjątkowo nie w Warszawie spędza najwięcej czasu w korkach. Po dwóch latach panowania, stolicę regionu mazowieckiego o minutę pokonał Kraków. Przeciętny czas stania w korku w Krakowie w 2013 roku 22 min, a w Warszawie niecałe 21 min.

 

Kierunek praca – którędy droga?

 

W 2011 roku w Polsce do pracy dojeżdżała 1/3 pracowników zarobkujących na podstawie stosunku pracy. Podróżujący do pracy w stosunku do liczby zatrudnionych w poszczególnych województwach mieli zdecydowanie największy udział w regionie podkarpackim (aż 43%). Na kolejnych miejscach pojawiły się opolskie, śląskie, małopolskie i wielkopolskie (każde powyżej 37%). Najmniej mobilni przestrzennie byli pracownicy zatrudnieni w województwach: podlaskim (co 5 pracownik), zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim i mazowieckim (co 4 pracownik). Najwięcej, niemal pół miliona osób dojeżdżających do pracy mieszkało w województwie śląskim, a najmniej, nieco ponad 50 tys. w województwie podlaskim. Dalszych migracji (z rodzimego do innego województwa) związanych z podejmowaniem zatrudnienia najczęściej dokonywali mieszkańcy Małopolski, Śląska, regionu łódzkiego i Wielkopolski. Województwa te, z wyjątkiem regionu łódzkiego odnotowały jednocześnie dosyć duży napływ mieszkańców innych województw przyjeżdzających za pracą. Zdecydowanie najwięcej pracowników przyjeżdżało jednak do województwa Mazowieckiego, które przy stosunkowo niskiej liczbie osób wyjeżdzających jest najatrakcyjniejszym pod względem poszukiwania pracy regionem w Polsce.

 

 

[1] Dz. U. z 2009 r. Nr 153, poz. 1227